19.10.2007

Jak odpowiadać na ogłoszenia o pracę w internecie?

Ileż to razy przechodziły wam ciary po plecach, kiedy pośród natłoku nie interesujących was kompletnie wątków na forum pojawiało się ogłoszenie o zlecenie albo pracę? W sytuacji nadmiernej euforii ludzie reagują różnie. Zależy to z reguły od ich doświadczenia i umiejętności komunikacji z drugim człowiekiem, która, jak się okazuje, nie wszystkim przychodzi łatwo. Nie wiem co ma wpływ na niektóre reakcje ludzi w tematach dotyczących pracy. Brak, względnie nadmiar czasu? Pokemony? Minister edukacji narodowej który zamiast dbać o edukację naszych młodych i zdolnych pupili serwuje im mundurki?


Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie dlaczego tak się dzieje. Poniżej przedstawię kilka zagadnień dotyczących odpowiadania na ogłoszenia i anonse w internecie i pierwszego kontaktu z klientem. Mam nadzieję, że niektórzy po lekturze tych kilku zdań będą mądrzejsi o wiedzę nt paru ważnych zasad leżących u podstaw amatorskiego marketingu uprawianego zza klawiatury swojego domowego komputera.


Pierwsza sprawa – analiza ogłoszenia. Warto wczytać się w to jakim językiem ogłoszenie jest napisane. Czy jest to oficjalna oferta, która zawiera konkretne informacje nt zlecenia, kwotę wynagrodzenia i termin, dane kontaktowe i link do www zleceniodawcy, czy też jest to luźny anons nt bliżej nieokreslonego zlecenia, które bliżej nieokreślona osoba pragnie komuś zlecić.

Taka wstępna analiza wbrew pozorom jest bardzo ważna, ponieważ język i forma ogłoszenia świadczy w pewnym stopniu o wiarygodności klienta. Im więcej mamy wątpliwości dotyczących ogłoszenia, im więcej szczegółów nie zostało w nim dookreślonych, mamy w pełni uzasadnione prawo podejżliwie i ostrożnie podchodzić do takiego zlecenia, gdyż za niewinnym anonsem może czaić się jakiś szemrany pośrednik albo wręcz osoba która ma ochotę ukraść waszą ciężką pracę.


Kiedy już stwierdzicie że zlecenie jednak warte jest zachodu czeka was drugi krok, mianowicie pierwszy kontakt z klientem. Bardzo często powielanym błędem jest umieszczanie w temacie pod ogłoszeniem postów typu „jestem zainteresowany. Oto mój email:..”. Tego typu działanie dyskwalifikuje was już na starcie. Dlaczego? Z dwóch powodów.

Po pierwsze, jeśli ogłoszeniodawca zagląda do założonego przez siebie tematu, widzi w was osobę, która jest na tyle leniwa, że nie chce jej się napisać maila na podany adres, tym bardziej że z reguły ogłoszeniodawca oczekuje na gotowe portfolio na swojej skrzynce mailowej. Nie dość że leń to jeszcze analfabeta który nie potrafi przeczytać i zrozumieć ogłoszenia. A co dopiero jak dojdzie do czytania umowy?

Po drugie, z reguły firmy dają tego typu ogłoszenia na wszystkich większych i mniejszych portalach i więcej tam nie zaglądają, czekając na grad maili na swojej skrzynce. I w efekcie delikwent podający pod tematem o pracę adres swojej skrzynki na Gmail'u czeka w nieskończoność zastanawiając się dlaczego nikt do niego nie odpisał.


Wniosek? Czytamy uważnie treść ogłoszenia i to MY wysyłamy maila ze zgłoszeniem. Nigdy odwrotnie.


Na początku piłeczka jest po naszej stronie. Bogatsi w wiedzę nt zostawiania swojego adresu mailowego na forum piszemy do zleceniodawcy zgłoszenie chęci pojęcia zlecenia. Jak się do tego zabrać?


Najważniejszą rzeczą w pierwszym kontakcie jest rzeczowość i język korespondencji. Nie ważne jest czy wydaje się wam, że klient który dał ogłoszenie ma 19 czy 89 lat. Pierwszego maila zawsze piszemy oficjalnym językiem korespondencji listownej (ściąga dla leni tutaj), czyli żadnych skrótów, zdanie dużą literą, poprawnie gramatycznie i ortograficznie, „Pani”, „Pan”, „Państwo” dużą literą. Piszemy krótko i zwięźle, że jesteśmy zainteresowani zleceniem (najlepiej dodatkowo podać link do ogłoszenia z którego się o nim dowiedzieliśmy), oraz że czekamy na dalsze szczegóły. Ponieważ klient na pewno będzie chciał zobaczyć wasze wcześniejsze prace, nawet jeśli nie ma o tym wzmianki w ogłoszeniu, załączamy do maila portfolio wyprzedzając prośbę klienta. Punkt dla nas.

Klient może odpisać lub nie. Jeśli nie odpisze, straciliśmy 10 minut czasu na napisanie maila i szukamy sobie następnych ogłoszeń. Jeśli zaś otrzymamy odpowiedź analizujemy jej treść i to czy nam się opłaca podjąć zlecenie (często zdarza się tak że zlecenia okazują się konkursami albo po prostu proponowane warunki współpracy są dla nas nieatrakcyjne).

W przypadku podjęcia zlecenia przygotowujemy się do wyceny.


Trzeba tu zaznaczyć, że nigdy ale to przenigdy nie podajemy ceny za zlecenie bez zaznajomienia się z briefem i specyfikacją projektu. Strzelać w ciemno nie ma co, bo w najlepszym przypadku odstraszymy klienta zbyt wysoką ceną za projekt wizytówki, albo weźmiemy na swoje barki projekt identyfikacji wizualnej firmy za 200 pln.

Poważni i normalni klienci w odpowiedzi na zgłoszenie grafika wysyłają od razu krótkiego briefa nt tego czego będą od zleceniobiorcy wymagać. Jeśli nie otrzymamy takiego streszczenia projektu (brief) od razu, należy wyraźnie o nie poprosić.


Dobrą radą dla początkujących grafików jest nie podejmować zleceń o których nie ma się zielonego pojęcia, jak np. projektowanie dla druku offsetowego. Z reguły młodzi graficy podchodzą do tego luźno na zasadzie „jakoś to będzie, sobie doczytam”, a później jest płacz, bo okazuje się że podpisana umowa zmusza nieszczęsnego młodocianego grafika do bulenia z własnej kieszeni za zrąbany wydruk. Ból żal i płacz, nie mówiąc już o tym ze klient do was już nigdy nie wróci.

Jeśli czegoś nie wiecie lub też nie rozumiecie, nie wstydzić się pytać o radę starszych doświadczeniem i wiedzą. Jeśli opiszecie swój problem dokładnie i zaznaczycie że od tego zależy podjęcie się zlecenia lub nie, gwarantuję że otrzymacie satysfakcjonującą i treściwą odpowiedź. W najgorszym razie będzie to stwierdzenie „odpuść sobie”. Ale i takie rady czasem warto przyjąć z pokorą.


Tak więc dysponując już briefem możemy dokonać wyceny. Można obliczyć ryczałtową cenę za projekt lub po prostu policzyć szacunkowo ilość godzin pracy. To jak wycenicie swoją pracę zależy od was. Z reguly warto podać cenę o 20-30% wyższą od zakładanej żeby mieć ewentualnie z czego schodzić podczas negocjacji i nie być stratnym. W najlepszym przypadku dostaniecie za projekt więcej niż szacowaliście.

Przy wycenie pojawia się problem umowy. Jeżeli zleceniodawca chce z wami podpisywać umowę, np. o dzieło, to jest to najlepszy wariant współpracy, bo istnieje pisemna gwarancja na to, że za wykonaną pracę dostaniecie zapłatę. Często jednak zdarza się tak, że poszukujący grafika przez sieć zleceniodawcy stawiają na niskie koszty i wolą zrobić całość „nieoficjalnie”, bez umowy. Wtedy trzeba uważać na każdym kroku.

Najlepiej wziąć zaliczkę na poczet projektu. Pracodawca ma wtedy motyw współpracy z osobą, w którą zainwestował a wy macie jako taką pewność że gość jest wypłacalny. Jak ognia należy unikać umów na gębę, które w efekcie zmuszą was do niekiedy wielotygodniowej pracy za darmo, żeby na koniec dowiedzieć się że wasz projekt został przez kogoś wykorzystany a wy nie zobaczyliście nawet złotówki. Trzeba też zaznaczyć, że nigdy nie przesyłamy klientowi plików źródłowych, chyba że tak traktuje podpisana umowa, ewentualnie pieniądze za zatwierdzony projekt zostały już zaksięgowane na waszym koncie. Pliki źródłowe to całe wasze bogactwo i cały oręż jaki macie w walce z nieuczciwymi klientami, którzy zdarzają się niestety często.

Inną rzeczą której należy się wystrzegać są obietnice profitów. Ileż to razy słyszałem teksty o długotrwałej współpracy, wielu zleceniach w przyszłości albo obietnic premii i innych bonusów. Dziwnym trafem wspólnym mianownikiem było wykonanie pierwszego projektu po zaniżonej cenie, niekiedy za darmo. Czyste bałamucenie niedoświadczonych dzieciaków których łatwo okraść z ich pomysłów.

Zapamiętajcie sobie. Rabaty dajemy stałym i sprawdzonym klientom, nie firmom niewiadomo skąd, które roztaczają przed nami perspektywę współpracy mlekiem i miodem płynącej. Tego typu klientów należy się wystrzegać, bo z reguły znajdują oni w końcu jakiegoś leszcza który zrobi za 100 złotych to samo co wy oferowaliście im za 500. Strata czasu i nerwów.


No i ostatnia rzecz. Zostawiać po sobie jak najlepsze wrażenie. Nawet jeśli klient był upierdliwy i momentami wkurzający, nie możecie sobie pozwolić na okazanie własnej irytacji i braku sympatii. Kasa piechotą nie chodzi, a klient, choćby najgorszy, tą kasę ma. Do samego końca należy trzymać fason, chyba że pała została ewidentnie przegięta i macie podstawy do stwierdzenia że ktoś was wykorzystuje. Jeśli tak się nie dzieje a klient jest jedynie wkurzający, starajmy się zostawić po sobie w jego pamięci jakiś pozytywny ślad. Może wróci z następnym zleceniem?


KC

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jesteś moim Guru w tych sprawach. Nawet nie wiesz jak bardzo mi te rady pomagają/pomogą :wtf:

Tof

Anonimowy pisze...

gdybym wiedzial to co napisales tutaj jakies 3 lata temu uniknalbym wielu nieprzyjemnych sytuacji. Dzisiaj jednak Twoj tekst do niczego mi sie nie przydal poniewaz wszystkie te rady nabylem z 3-letnim doswiadczeniem, ale i tak dobry tekst dla poczatkujacych:) pozdrawiam

Unknown pisze...

Nie pisze się "dużą literą" a wielką literą :).

Pozdrawiam